Miałam ochotę wypróbować coś nowego. W zasadzie szukałam kaszy jaglanej, ale gdy takowej nie znalazłam, skusiłam się na kuskus, którego jeszcze nigdy nie miałam w swojej kuchni, a tym bardziej w moich potrawach. Zaskoczyło mnie to, że jest ona tak banalnie łatwa do przygotowania. Jeżeli macie mało czasu, to polecam przygotowanie takiej o to nadziewanej papryki :)
Składniki dla czterech osób:
- 150 g kaszki kuskus,
- 4 dowolne papryki,
- 1 cebula dymka średniej wielkości,
- 1 marchewka,
- 1 kostka rosołowa,
- 1 łyżka oliwy z oliwek,
- 1 łyżka masła,
- szczypta mąki,
- przyprawy (sól, curry, czosnek, bazylia).
Przygotowanie:
1. Odmierz kaszę i wsyp do niewielkiej miski. Zalej wrzątkiem tak, aby woda nie wykraczała poza granicę kaszy nie więcej niż 0,5 cm. Dodaj sól do smaku. Odstaw na 5 minut. Kasza powinna wchłonąć nadmiar wody.
2. Cebulę i marchewkę oczyść i pokrój w kostkę. Podsmaż na oliwie z dodatkiem czosnku.
3. Cebulę i marchewkę zalej szklanką wody. Następnie dodaj sól i curry. Zamieszaj i zagotuj, a potem odstaw.
4. Całość wymieszaj z kaszą. Dodaj przyprawy, jeżeli farsz jest zbyt mdły. Możesz też dodać szczypiorek.
5. Papryki opłucz, odkrój górę, wydrąż i wypełnij farszem.
U mnie na zdjęciu są tylko trzy, ale farszu starczy spokojnie jeszcze na jedną :)
6. Nafaszerowane papryki wyłóż do naczynia żaroodpornego. Przygotuj 0,5 l wywaru z kostki rosołowej. Przelej papryki wywarem, a resztę odstaw. Tak przygotowane papryki zapiekaj w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni przez około 15 minut.
7. Na rozgrzanej patelni rozpuść łyżkę masła. Następnie dodaj mąką i stwórz zasmażkę. Potem dodaj resztę wywaru i bazylię do smaku. Zagotuj. Tak przygotowanym sosem polej papryki przed podaniem.
I voila :) Ostrzegam, danie jest bardzo syte, więc nie porywajcie się na większą ilość niż jedna, bo pękniecie ;)
Smacznego i powodzenia :*
czwartek, 20 lutego 2014
wtorek, 18 lutego 2014
Glossy in Love - February edition/Glossybox - edycja z lutego na Walentynki
Glossy in love to edycja pudełeczka na miesiąc luty. Glossybox się postarało i wysyłka była już 12 lutego, czyli przed "świętem zakochanych". Za to duuuży plus :)
Samo pudełeczko zachwyca przepiękną, całuśną grafiką. Świetnie nadaje się również na prezent. Zresztą sami zobaczcie ;)
Tym razem zawartość składa się aż z czterech pełnych produktów. Miłe zaskoczenie :) Bardzo też podoba mi się grafika karty informacyjnej, która w środku wygląda tak:
Zniżkę tym razem przesyła The Body Shop. Dotyczy ona nowej kolekcji o jagodowej nucie zapachowej. Przy zakupie czterech produktów z linii Blueberry, trzeba zapłacić jedynie za dwa. Kusząca oferta :) Szkoda tylko, że ważna tylko do 28 lutego :/
Dopiero teraz zauważyłam, że na odwrocie karty informacyjnej jest jeszcze voucher -30% na produkty Love Me Green ważny do 31 marca!! Oj, z tego na pewno skorzystam :D
A teraz, co można znaleźć w środku...
Pierwszy produkt to tusz do rzęs Aero Volume z Avon. Ma bardzo delikatną formułę, która daje efekt lekkich i uniesionych rzęs. Dość pokaźna i gęsta szczoteczka precyzyjnie rozdziela rzęsy. Dla mnie jednak trochę za słabo je pogrubia. No i nie ukrywam, że nadal uważam, iż Avon to nie marka dla Glossybox. Cena produktu to 36 zł/7ml. Za tę cenę można dostać dużo lepsze mascary.
Kolejny produkt to odżywczy eliksir do paznokci La Manicure 7w1 z L'oreal Paris. Jest to kuracja, mająca za zadanie zwalczać siedem oznak zniszczonych paznokci. Zawiera olejek z witaminą E, który ma sprawić, że paznokcie będą chronione, mocniejsze, bardziej gładkie, błyszczące, mniej łamliwe, odżywione i mniej rozdwajające się. Mam go właśnie na paznokciach i już na pierwszy rzut oka płytka wydaje się bardziej gładka i błyszcząca. Zobaczymy, jakie będą efekty przy dłuższym stosowaniu, ale już mi się podoba dzięki szerokiemu pędzelkowi, jak przy lakierach Golden Rose Rich Color. Będzie to dla mnie mała odskocznia od Eveline ;) Cena tego produktu to ok. 24,99 zł/5 ml.
Jest także moje ukochane Love Me Green :) Organiczny regenerujący krem do twarzy na noc znam doskonale, bo używam go już od paru miesięcy. Z miejsca Wam go polecam :) Trochę tylko żałuję, że nie jest to krem na dzień, bo akurat mi się kończy, a wersji na noc mam całą tubkę ;P Jest to jedyna próbka w tym pudełeczku. Cena tego produktu to 74,90 zł/50 ml, ale możecie na stronie zakupić taką samą próbkę za ok. 27 zł. Jest bardzo wydajna. Spokojnie starcza nawet do półtora miesiąca codziennego użytkowania.
Na ogół używam bardzo mało produktów do stylizacji. Dlatego sceptycznie byłam nastawiona do spray'u przeznaczonego do włosów Keratin Complete Blow Dry Energizer z Taft. No i, Taft, naprawdę?? Jestem jednak pozytywnie zaskoczona. Spray nie skleja włosów, jest bardzo lekki, opakowanie niezwykle poręczne, a włosy są mega nabłyszczone i pachną cudownie :) Utrwala też naprawdę dobrze, więc polecam, polecam, polecam ;) Cena to 17,99 zł/150 ml.
I ostatni produkt z Tołpy. I bardzo dobrze. Możecie powiedzieć, że Tołpa już była, ale ja z ogromną przyjemnością testuje ich kosmetyki.
Jednak gdy zobaczyłam, że jest to mleczko do twarzy, złapałam się za głowę, bo nie-na-wi-dzę mleczek. Ale tutaj znowu pozytywne zaskoczenie :) Mleczko nie przetłuszcza mojej skóry, delikatnie ją nawilża i całkiem dobrze radzi sobie z makijażem, nawet czarnym eyeliner'em. Wprowadziłam je do mojej codziennej pielęgnacji jako zamiennik płynu micelarnego z Biodermy. Koszt tego produktu to ok. 24 zł/150 ml.
Po tej edycji spodziewałam się czegoś innego. Gdy zobaczyłam, jak będzie wyglądało, pudełko, spodziewałam się kolorówki - jakiegoś błyszczyka czy też różu do policzków, albo też perfum. I trochę byłam zawiedziona. Jednak po przetestowaniu zmieniłam zdanie i uważam, że to pudełeczko wcale nie było takie złe ;)
Trzymajcie się cieplutko i do następnego :*
Samo pudełeczko zachwyca przepiękną, całuśną grafiką. Świetnie nadaje się również na prezent. Zresztą sami zobaczcie ;)
Tym razem zawartość składa się aż z czterech pełnych produktów. Miłe zaskoczenie :) Bardzo też podoba mi się grafika karty informacyjnej, która w środku wygląda tak:
Zniżkę tym razem przesyła The Body Shop. Dotyczy ona nowej kolekcji o jagodowej nucie zapachowej. Przy zakupie czterech produktów z linii Blueberry, trzeba zapłacić jedynie za dwa. Kusząca oferta :) Szkoda tylko, że ważna tylko do 28 lutego :/
Dopiero teraz zauważyłam, że na odwrocie karty informacyjnej jest jeszcze voucher -30% na produkty Love Me Green ważny do 31 marca!! Oj, z tego na pewno skorzystam :D
A teraz, co można znaleźć w środku...
Pierwszy produkt to tusz do rzęs Aero Volume z Avon. Ma bardzo delikatną formułę, która daje efekt lekkich i uniesionych rzęs. Dość pokaźna i gęsta szczoteczka precyzyjnie rozdziela rzęsy. Dla mnie jednak trochę za słabo je pogrubia. No i nie ukrywam, że nadal uważam, iż Avon to nie marka dla Glossybox. Cena produktu to 36 zł/7ml. Za tę cenę można dostać dużo lepsze mascary.
Kolejny produkt to odżywczy eliksir do paznokci La Manicure 7w1 z L'oreal Paris. Jest to kuracja, mająca za zadanie zwalczać siedem oznak zniszczonych paznokci. Zawiera olejek z witaminą E, który ma sprawić, że paznokcie będą chronione, mocniejsze, bardziej gładkie, błyszczące, mniej łamliwe, odżywione i mniej rozdwajające się. Mam go właśnie na paznokciach i już na pierwszy rzut oka płytka wydaje się bardziej gładka i błyszcząca. Zobaczymy, jakie będą efekty przy dłuższym stosowaniu, ale już mi się podoba dzięki szerokiemu pędzelkowi, jak przy lakierach Golden Rose Rich Color. Będzie to dla mnie mała odskocznia od Eveline ;) Cena tego produktu to ok. 24,99 zł/5 ml.
Jest także moje ukochane Love Me Green :) Organiczny regenerujący krem do twarzy na noc znam doskonale, bo używam go już od paru miesięcy. Z miejsca Wam go polecam :) Trochę tylko żałuję, że nie jest to krem na dzień, bo akurat mi się kończy, a wersji na noc mam całą tubkę ;P Jest to jedyna próbka w tym pudełeczku. Cena tego produktu to 74,90 zł/50 ml, ale możecie na stronie zakupić taką samą próbkę za ok. 27 zł. Jest bardzo wydajna. Spokojnie starcza nawet do półtora miesiąca codziennego użytkowania.
Na ogół używam bardzo mało produktów do stylizacji. Dlatego sceptycznie byłam nastawiona do spray'u przeznaczonego do włosów Keratin Complete Blow Dry Energizer z Taft. No i, Taft, naprawdę?? Jestem jednak pozytywnie zaskoczona. Spray nie skleja włosów, jest bardzo lekki, opakowanie niezwykle poręczne, a włosy są mega nabłyszczone i pachną cudownie :) Utrwala też naprawdę dobrze, więc polecam, polecam, polecam ;) Cena to 17,99 zł/150 ml.
I ostatni produkt z Tołpy. I bardzo dobrze. Możecie powiedzieć, że Tołpa już była, ale ja z ogromną przyjemnością testuje ich kosmetyki.
Jednak gdy zobaczyłam, że jest to mleczko do twarzy, złapałam się za głowę, bo nie-na-wi-dzę mleczek. Ale tutaj znowu pozytywne zaskoczenie :) Mleczko nie przetłuszcza mojej skóry, delikatnie ją nawilża i całkiem dobrze radzi sobie z makijażem, nawet czarnym eyeliner'em. Wprowadziłam je do mojej codziennej pielęgnacji jako zamiennik płynu micelarnego z Biodermy. Koszt tego produktu to ok. 24 zł/150 ml.
Po tej edycji spodziewałam się czegoś innego. Gdy zobaczyłam, jak będzie wyglądało, pudełko, spodziewałam się kolorówki - jakiegoś błyszczyka czy też różu do policzków, albo też perfum. I trochę byłam zawiedziona. Jednak po przetestowaniu zmieniłam zdanie i uważam, że to pudełeczko wcale nie było takie złe ;)
Trzymajcie się cieplutko i do następnego :*
piątek, 14 lutego 2014
Valentines Makeup Inspiration/Propozycja makijażu na Walentynki
Walentynki kojarzą mi się z uczuciem, delikatnością i naturalnością. Dlatego właśnie postawiłam na makijaż lekki, dziewczęcy i naturalny.
W tym celu do zaznaczenia oka użyłam jasnych cieni w odcieniach różu i brązu. Zestawiłam ze sobą zarówno cienie matowe, jak i perłowe. Jedynym mocniejszym akcentem jest czarna kreska, dzięki której rzęsy wydają się gęstsze.
W makijażu walentynkowym ważne są policzki. Można je podkreślić różem trochę bardziej niż zwykle. Natomiast na ustach obowiązkowo błyszczyk w kolorze baby pink.
Tak prezentuje się makijaż :)
Odcienie różu i brązu idealnie współgrają z zieloną i niebieską tęczówką oka :)
Do wykonania makijażu użyłam:
- bazy Benefit The POREfessional,
- podkładu Maxfactor Colour Adapt w kolorze Natural 70,
- korektora Loreal True Match w odcieniu Vanilla 2,
- pudru w kamieniu Maybelline Affinitone 24h w kolorze Beige Dore 21,
- kuleczek brązujących Avon Glow,
- różu Vibo,
- paletki Sleek Makeup Oh So Special,
- cień Emite Makeup nr 23913,
- czarny eyeliner w pisaku Be a Bombshell,
- tusz do rzęs Avon Aero Volume,
- błyszczy Inglot Sleeks Cream 90.
A przy okazji życzę Wam udanych Walentynek i duuuużo miłości :)
I Lobo też Wam życzy dużo słodyczy ;)
W tym celu do zaznaczenia oka użyłam jasnych cieni w odcieniach różu i brązu. Zestawiłam ze sobą zarówno cienie matowe, jak i perłowe. Jedynym mocniejszym akcentem jest czarna kreska, dzięki której rzęsy wydają się gęstsze.
W makijażu walentynkowym ważne są policzki. Można je podkreślić różem trochę bardziej niż zwykle. Natomiast na ustach obowiązkowo błyszczyk w kolorze baby pink.
Tak prezentuje się makijaż :)
Odcienie różu i brązu idealnie współgrają z zieloną i niebieską tęczówką oka :)
Do wykonania makijażu użyłam:
- bazy Benefit The POREfessional,
- podkładu Maxfactor Colour Adapt w kolorze Natural 70,
- korektora Loreal True Match w odcieniu Vanilla 2,
- pudru w kamieniu Maybelline Affinitone 24h w kolorze Beige Dore 21,
- kuleczek brązujących Avon Glow,
- różu Vibo,
- paletki Sleek Makeup Oh So Special,
- cień Emite Makeup nr 23913,
- czarny eyeliner w pisaku Be a Bombshell,
- tusz do rzęs Avon Aero Volume,
- błyszczy Inglot Sleeks Cream 90.
A przy okazji życzę Wam udanych Walentynek i duuuużo miłości :)
I Lobo też Wam życzy dużo słodyczy ;)
czwartek, 6 lutego 2014
January Favourites 2014, czyli ulubieńcy stycznia 2014
Uprzedni ulubieńcy pojawili się dopiero na koniec jesieni, spakowani do jednego worka, a tym razem będą dotyczyć jedynie ostatniego miesiąca. Postaram się, w miarę możliwości, aby te posty pojawiały się częściej.
Poza produktami, które polecałam Wam w ulubieńcach jesieni, i nadal znajdują się na mojej top-liście, urzekły mnie następujące kosmetyki:
I Pielęgnacja
1. Włosy:
Moje pielęgnacja włosów niewiele się zmieniła. Nadal jestem zakochana w odżywce z Aussie. Jednak zmieniłam szampon, tak jak to miałam w planach, na witalizujący szampon organiczny z Love Me Green. Wcześniej testowałam wersję mini tego produktu, a teraz zakupiłam pełnowymiarowe opakowanie.
Szampon ma rewelacyjne działanie oczyszczające. Pozostawia włosy świeże nawet do trzech dni. Poza tym, widzę że moje włosy są o wiele bardziej błyszczące, odkąd zaczęłam go używać. Są też miłe w dotyku i łatwiej się rozczesują. Konsystencja jest w sam raz, nie za rzadka, nie za gęsta i świetnie rozprowadza się na włosach. Dobrze się pieni. Jego zapach jest specyficzny, jak to bywa w przypadku Love Me Green, ale ja ten zapach bardzo lubię :) W składzie ma m.in. aloes i miód. Jest przeznaczony do każdego rodzaju włosów. Nawet mojemu chłopakowi się spodobał i też go używa :) Nadmienię, że ma długie włosy ;) Podoba mi się także opakowanie, które jest przezroczyste i dokładnie widać, ile produktu znajduje się jeszcze w buteleczce. Koszt takiego szamponu to 39,90 zł/200 ml. Co jakiś czas jednak Love Me Green ma jakieś promocje, więc wyczekujcie :)
Już od jakiegoś czasu stosuję do moich włosów olejki. Wcześniej używałam olejku z Syoss'a i był ok. Nadawał się jednak tylko na końcówki, gdyż strasznie przetłuszczał i obciążał włosy, nawet je sklejając, co wyglądało bardzo nieestetycznie. W ostatnim Glossybox pojawił się eliksir do włosów z Pantene Pro-V. Jest to olejek na bazie oleju arganowego i jest świetny!! Ma zdecydowanie bardziej rzadką konsystencję niż Syoss, ale za to wielki plus, ponieważ nie obciąża włosów, nie przetłuszcza ich, ale za to cudownie je nawilża. Można go spokojnie nałożyć nawet na całą długość włosów. No i przepięknie pachnie, tak świeżo i owocowo. Dla mnie idealnie sprawdza się na basenie. Nawet jeżeli nie myłam włosów po wyjściu z basenu, to nakładam odrobinę olejku na mokre włosy, żeby się nie przesuszały po chlorowanej wodzie. Produkt ten chroni też włosy przed szkodliwym działaniem suszarki. Kosztuje 21,99 zł/100 ml.
2. Twarz:
Tutaj też nie mam zbyt wiele nowości. Większość kosmetyków do twarzy używam z Love Me Green. I właśnie produkt, który chciałabym Wam polecić, to właściwie uzupełnienie mojej pielęgnacji twarzy. Mam na myśli energetyzujący tonik.
Pierwsza rzecz, która podoba mi się w tym produkcie, to jego poręczne opakowanie, które posiada rozpylacz. Jest to niesamowicie praktyczne, gdyż nie trzeba do aplikacji tego toniku używać płatków kosmetycznych. Wystarczy spryskać nim twarz i poczekać aż sam się wchłonie. Ponadto tonik ten nie powoduje tzw. ściągnięcia twarzy, które mnie często dokucza po tego typu produktach. Jest do tego tak delikatny (nie zawiera alkoholu), że w momencie gdy skończył mi się mój ulubiony płyn micelarny do demakijażu z Biodermy, to używałam do demakijażu właśnie toniku z Love Me Green. Koszt tego produktu to 39,90 zł/150 ml. Dodam, że jest bardzo wydajny i pchnie borówkami i żurawiną ;)
Wspomnę jeszcze o kremie do twarzy z Yves Rocher, którego co prawda mam tylko próbkę, ale jest godny polecenia ze względu na swoje magiczne właściwości nawilżające. Bardzo pomógł mi, gdy miałam podrażnioną skórę. Ukoił ją i przywrócił jej równowagę. Stosuję go również po wyjściu z basenu. Kosztuje ok. 35 zł i występuje w dwóch wersjach - z filtrem UV i bez.
3. Ciało:
I tutaj kolejny produkt z Yves Rocher - żel do kąpieli i pod prysznic z serii Złota wanilia. Jest to produkt z edycji limitowanej, więc zachęcam do zakupu już teraz, gdyż nie jest on drogi, a działanie ma świetne.
Jeszcze do niedawna nie przywiązywałam zbytniej uwagi do tego typu kosmetyków. Żel jak żel - ma oczyszczać skórę, dobrze się pienić i ładnie pachnieć. Ten żel jednak, pomimo niskiej ceny (16,99 zł/400 ml), ma kilka dodatkowych walorów. Po pierwsze, zawiera składniki myjące pochodzenia roślinnego, takie jak ekstrakt z wanilii burbońskiej, co sprawia, że żel pachnie przepięknie, a zapach bardzo długo utrzymuje się na skórze. Po drugie, formuła wzbogacona w Aloe Vera nadaje skórze niesamowitą miękkość i świetnie ją nawilża. Użycie balsamu jest w tym momencie w zasadzie zbędne.
Konsystencja tego produktu jest tak gęsta, że naprawdę niewielka jego ilość wystarcza na umycie całego ciała, co z kolei sprawia, że jest niesamowicie wydajny. Używam go z kolejnym moim ulubieńcem, a mianowicie gąbeczką naturalną z firmy Konjac (ok. 40 zł). Jest to taki mały niezbędnik w każdej łazience, gdyż dzięki niemu można używać nawet o połowę mniej produktu niż zazwyczaj :) Dodam, że produkt ten występuje w dwóch wersjach. Ja mam tę z rozświetlającymi drobinkami. A co, trochę luksusu ;)
II Makijaż
W moim makijażu pojawiło się wiele nowości, ale nie wszystkie dotyczą stycznia, więc ograniczę się tylko do tych, które stosowałam dość często w ubiegłym miesiącu. Będą to dwa produkty.
Pierwszy z nich to baza pod makijaż z Benefit The POREfessional. Jest to produkt, który przeżywa swoje "pięć minut" na YouTube'ie. Poleca go bardzo wiele bloggerek. I nic dziwnego.
Baza ma cielistą, bardzo gęstą konsystencję, co sprawia, że przy cerze nie wymagającej dużego krycia, może w zasadzie zastąpić podkład. Jest świetnym produktem dla posiadaczek cery tłustej i mieszanej, gdyż matuje strefę T na wiele godzin. Po nałożeniu tej bazy, cera wygląda na wygładzoną i zmatowioną. Może Was troszkę odstraszyć cena (149 zł/22 ml), ale uwierzcie mi, że warto, bo tego produktu nakłada się bardzo, bardzo mało, na środek twarzy. Mam tylko miniaturkę z Glossybox, która jest naprawdę "tycia", a już jej trochę używam i nadal coś tam jeszcze jest ;)
A drugi kosmetyk to korektor z Loreal True Match. Kolejny produkt "królujący" na YouTube'ie. Świetnie nadaje się pod oczy, rozjaśnia cienie i usuwa "efekt zmęczenia i nie wyspania", nie wysuszając i nie podrażniając przy tym skóry pod oczami. Ponadto dobrze radzi sobie z niedoskonałościami i nie roluje się w ciągu dnia. Polecam wybranie jasnych odcieni, żeby nadać cerze trochę świeżości. Kosztuje ok. 30 zł.
I to by było na tyle :) Podzielcie się swoimi opiniami w kometarzach ;)
Powodzenia :*
Poza produktami, które polecałam Wam w ulubieńcach jesieni, i nadal znajdują się na mojej top-liście, urzekły mnie następujące kosmetyki:
I Pielęgnacja
1. Włosy:
Moje pielęgnacja włosów niewiele się zmieniła. Nadal jestem zakochana w odżywce z Aussie. Jednak zmieniłam szampon, tak jak to miałam w planach, na witalizujący szampon organiczny z Love Me Green. Wcześniej testowałam wersję mini tego produktu, a teraz zakupiłam pełnowymiarowe opakowanie.
Szampon ma rewelacyjne działanie oczyszczające. Pozostawia włosy świeże nawet do trzech dni. Poza tym, widzę że moje włosy są o wiele bardziej błyszczące, odkąd zaczęłam go używać. Są też miłe w dotyku i łatwiej się rozczesują. Konsystencja jest w sam raz, nie za rzadka, nie za gęsta i świetnie rozprowadza się na włosach. Dobrze się pieni. Jego zapach jest specyficzny, jak to bywa w przypadku Love Me Green, ale ja ten zapach bardzo lubię :) W składzie ma m.in. aloes i miód. Jest przeznaczony do każdego rodzaju włosów. Nawet mojemu chłopakowi się spodobał i też go używa :) Nadmienię, że ma długie włosy ;) Podoba mi się także opakowanie, które jest przezroczyste i dokładnie widać, ile produktu znajduje się jeszcze w buteleczce. Koszt takiego szamponu to 39,90 zł/200 ml. Co jakiś czas jednak Love Me Green ma jakieś promocje, więc wyczekujcie :)
Już od jakiegoś czasu stosuję do moich włosów olejki. Wcześniej używałam olejku z Syoss'a i był ok. Nadawał się jednak tylko na końcówki, gdyż strasznie przetłuszczał i obciążał włosy, nawet je sklejając, co wyglądało bardzo nieestetycznie. W ostatnim Glossybox pojawił się eliksir do włosów z Pantene Pro-V. Jest to olejek na bazie oleju arganowego i jest świetny!! Ma zdecydowanie bardziej rzadką konsystencję niż Syoss, ale za to wielki plus, ponieważ nie obciąża włosów, nie przetłuszcza ich, ale za to cudownie je nawilża. Można go spokojnie nałożyć nawet na całą długość włosów. No i przepięknie pachnie, tak świeżo i owocowo. Dla mnie idealnie sprawdza się na basenie. Nawet jeżeli nie myłam włosów po wyjściu z basenu, to nakładam odrobinę olejku na mokre włosy, żeby się nie przesuszały po chlorowanej wodzie. Produkt ten chroni też włosy przed szkodliwym działaniem suszarki. Kosztuje 21,99 zł/100 ml.
2. Twarz:
Tutaj też nie mam zbyt wiele nowości. Większość kosmetyków do twarzy używam z Love Me Green. I właśnie produkt, który chciałabym Wam polecić, to właściwie uzupełnienie mojej pielęgnacji twarzy. Mam na myśli energetyzujący tonik.
Pierwsza rzecz, która podoba mi się w tym produkcie, to jego poręczne opakowanie, które posiada rozpylacz. Jest to niesamowicie praktyczne, gdyż nie trzeba do aplikacji tego toniku używać płatków kosmetycznych. Wystarczy spryskać nim twarz i poczekać aż sam się wchłonie. Ponadto tonik ten nie powoduje tzw. ściągnięcia twarzy, które mnie często dokucza po tego typu produktach. Jest do tego tak delikatny (nie zawiera alkoholu), że w momencie gdy skończył mi się mój ulubiony płyn micelarny do demakijażu z Biodermy, to używałam do demakijażu właśnie toniku z Love Me Green. Koszt tego produktu to 39,90 zł/150 ml. Dodam, że jest bardzo wydajny i pchnie borówkami i żurawiną ;)
Wspomnę jeszcze o kremie do twarzy z Yves Rocher, którego co prawda mam tylko próbkę, ale jest godny polecenia ze względu na swoje magiczne właściwości nawilżające. Bardzo pomógł mi, gdy miałam podrażnioną skórę. Ukoił ją i przywrócił jej równowagę. Stosuję go również po wyjściu z basenu. Kosztuje ok. 35 zł i występuje w dwóch wersjach - z filtrem UV i bez.
3. Ciało:
I tutaj kolejny produkt z Yves Rocher - żel do kąpieli i pod prysznic z serii Złota wanilia. Jest to produkt z edycji limitowanej, więc zachęcam do zakupu już teraz, gdyż nie jest on drogi, a działanie ma świetne.
Jeszcze do niedawna nie przywiązywałam zbytniej uwagi do tego typu kosmetyków. Żel jak żel - ma oczyszczać skórę, dobrze się pienić i ładnie pachnieć. Ten żel jednak, pomimo niskiej ceny (16,99 zł/400 ml), ma kilka dodatkowych walorów. Po pierwsze, zawiera składniki myjące pochodzenia roślinnego, takie jak ekstrakt z wanilii burbońskiej, co sprawia, że żel pachnie przepięknie, a zapach bardzo długo utrzymuje się na skórze. Po drugie, formuła wzbogacona w Aloe Vera nadaje skórze niesamowitą miękkość i świetnie ją nawilża. Użycie balsamu jest w tym momencie w zasadzie zbędne.
Konsystencja tego produktu jest tak gęsta, że naprawdę niewielka jego ilość wystarcza na umycie całego ciała, co z kolei sprawia, że jest niesamowicie wydajny. Używam go z kolejnym moim ulubieńcem, a mianowicie gąbeczką naturalną z firmy Konjac (ok. 40 zł). Jest to taki mały niezbędnik w każdej łazience, gdyż dzięki niemu można używać nawet o połowę mniej produktu niż zazwyczaj :) Dodam, że produkt ten występuje w dwóch wersjach. Ja mam tę z rozświetlającymi drobinkami. A co, trochę luksusu ;)
II Makijaż
W moim makijażu pojawiło się wiele nowości, ale nie wszystkie dotyczą stycznia, więc ograniczę się tylko do tych, które stosowałam dość często w ubiegłym miesiącu. Będą to dwa produkty.
Pierwszy z nich to baza pod makijaż z Benefit The POREfessional. Jest to produkt, który przeżywa swoje "pięć minut" na YouTube'ie. Poleca go bardzo wiele bloggerek. I nic dziwnego.
Baza ma cielistą, bardzo gęstą konsystencję, co sprawia, że przy cerze nie wymagającej dużego krycia, może w zasadzie zastąpić podkład. Jest świetnym produktem dla posiadaczek cery tłustej i mieszanej, gdyż matuje strefę T na wiele godzin. Po nałożeniu tej bazy, cera wygląda na wygładzoną i zmatowioną. Może Was troszkę odstraszyć cena (149 zł/22 ml), ale uwierzcie mi, że warto, bo tego produktu nakłada się bardzo, bardzo mało, na środek twarzy. Mam tylko miniaturkę z Glossybox, która jest naprawdę "tycia", a już jej trochę używam i nadal coś tam jeszcze jest ;)
A drugi kosmetyk to korektor z Loreal True Match. Kolejny produkt "królujący" na YouTube'ie. Świetnie nadaje się pod oczy, rozjaśnia cienie i usuwa "efekt zmęczenia i nie wyspania", nie wysuszając i nie podrażniając przy tym skóry pod oczami. Ponadto dobrze radzi sobie z niedoskonałościami i nie roluje się w ciągu dnia. Polecam wybranie jasnych odcieni, żeby nadać cerze trochę świeżości. Kosztuje ok. 30 zł.
I to by było na tyle :) Podzielcie się swoimi opiniami w kometarzach ;)
Powodzenia :*
niedziela, 2 lutego 2014
Another 'No-Candy-Challenge' Resume, czyli podsumowanie kolejnego "Tygodnia bez słodyczy"
Jak zapewne wiecie, przynajmniej Ci, którzy mnie czytają, był to mój już trzeci "Tydzień bez słodyczy". I tym razem poszło całkiem gładko :) Myślę, że robienie zdjęć każdego posiłku nie zawierającego słodyczy, po prostu bardziej mnie motywowało. Dla tych, którzy nie śledzą moich poczynań na Facebook'u, wrzucam małe streszczenie z całego tygodnia w postaci zdjęć, łącznie z opisem posiłków.
Dzień pierwszy:
Śniadanie - 2 kromki pieczywa chrupkiego z szynką, sałatka ze szpinakiem, szynką i mozzarellą, mała kawa
Drugie śniadanie - 1 kubeczek jogurtu truskawkowego
Obiad - grillowana pierś kurczaka z mozzarellą, warzywa na patelnię
Podwieczorek - 1 kubeczek jogurtu owocowego, herbata chai tea latte
Kolacja - płatki pełnoziarniste z mlekiem
Razem: ok. 906 kcal
Razem: ok. 906 kcal
Dzień drugi:
Śniadanie - płatki o smaku Lion'a z mlekiem
Drugie śniadanie - 1 kubeczek jogurtu owocowego
Przekąska - 1 wafelek ryżowy ze słonecznikiem
Obiad - pieczony łosoś w sosie koperkowym z serem, warzywa na patelnię
Podwieczorek - 2 sucharki z masłem orzechowym niesłodzonym i bananem
Kolacja - ryż biały z miodem i cynamonem
Razem: ok. 1096 kcal
Razem: ok. 1096 kcal
Dzień trzeci:
Śniadanie - 2 kromki pieczywa chrupkiego z szynką, serem i ogórkiem, mała kawa
Drugie śniadanie - 1 sucharek, 1 wafelek ryżowy ze słonecznikiem i 1 kubeczek jogurtu owocowego
Obiad - makaron pełnoziarnisty ze szpinakiem i szynką w sosie serowym
Podwieczorek - 2 wafelki ryżowe ze słonecznikiem, 2 sucharki, 1 banan
Kolacja - 2 kawałki pizzy hawajskiej, 1 lampka wina
Razem: ok. 1992 kcal
Dzień czwarty:
Śniadanie - płatki o smaku Lion'a z mlekiem, mała kawa
Drugie śniadanie - 1 kubeczek jogurtu owocowego
Obiad - rosół z makaronem
Podwieczorek - 3 sucharki z masłem orzechowym niesłodzonym i bananem, mała kawa bezkofeinowa
Kolacja - 2 kromki pieczywa chrupkiego z serem i ogórkiem oraz twarożkiem i dżemem niskosłodzonym, herbata
Razem: ok. 1170 kcal
Dzień piąty:
Śniadanie - płatki o smaku Lion'a z mlekiem, mała kawa
Drugie śniadanie - nie było
Obiad - barszcz, kotlet z piersi kurczaka z ziemniaczkami tłoczonymi, surówka
Podwieczorek - 2 wafelki ryżowe ze słonecznikiem, masłem orzechowym niesłodzonym i bananem, mała kawa bezkofeinowa
Kolacja - przekąska z błonnikiem, owoce suszone, 2 lampki wina
Razem: ok. 1683 kcal
Dzień szósty:
Śniadanie - bananowy smoothie, mała kawa
Drugie śniadanie - 2 kromki pieczywa chrupkiego z serem, pastą krewetkową i ogórkiem, herbata
Obiad - kasza gryczana z gulaszem
Podwieczorek - 2 sucharki z masłem orzechowym niesłodzonym i bananem, 1 kubeczek jogurtu owocowego, mała kawa bezkofeinowa
Kolacja - płatki pełnoziarniste z mlekiem
Razem: ok. 1110 kcal
Dzień siódmy:
Śniadanie - banan
Drugie śniadanie - pół bagietki z szynką i serem, duża kawa
Obiad - łosoś i brokuły gotowane na parze
Podwieczorek - 2 sucharki z serem, herbata
Kolacja - 1 łyżka sałatki warzywnej, 1 kawałek pieczywa białego z masłem, szynką i pomidorem, herbata
Razem: ok. 1370 kcal
Po tym tygodniu czuję się lekka jak piórko, ale nie ukrywam, że jutro na pewno na moim talerzu wyląduje coś przepysznego ;)
A jak Wam poszło??
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)






