sobota, 18 stycznia 2014

Glossybox - January 2014 edition

Pierwsze pudełko Glossy w tym roku. Po burzy protestów związanych z edycją świąteczną, byłam bardzo ciekawa, co tam to nasze Glossybox przygotowało na pierwsze pudełko w 2014 roku.

Pudełko przywędrowało pod hasłem Glossy od-nowa. Całkiem pomysłowe, przyznaję. Bardzo spodobało mi się też samo pudełko, które jest niezwykle eleganckie - srebrne i połyskujące, bez żadnych zbędnych elementów.


Po otwarciu i pierwszym spojrzeniu pomyślałam sobie... No nie... Lirene, Pantene, Regenerum... Co to za nowości?? Przecież to są firmy bardzo dobrze znane i ogólnodostępne. Jakoś tak zawartość grudniowego pudełka wydawała mi się bardzo ekskluzywna i po ujrzeniu zawartości pudełka styczniowego produkty, które się w nim znalazły wydały mi się niesamowicie pospolite, a raczej nie tego się spodziewam po Glossybox.



Mimo to, gdy wzięłam się za testowanie kosmetyków, okazało się, że nie jest aż tak źle, bo parę perełek znalazłam :)

W pierwszej kolejności w pudełku, już tradycyjnie, można znaleźć kartę informacyjną. Tym razem na odwrocie znalazłam małą niespodziankę - kupon upoważniający do darmowego makijażu rozświetlającego w salonach Sephora ważny do 15 lutego 2014 r. Miła niespodzianka, jeżeli będę w tym czasie jakoś w Gdańsku, postaram się z niej skorzystać. Kupon sprezentowała nam firma Benefit Cosmetics.



Kolejna rzecz to kod rabatowy z firmy Konjac. Przy zakupie czterech dowolnych gąbek, można otrzymać 19 zł rabatu oraz darmową przesyłkę. Ten kod jest również ważny do 15 lutego 2014 r.


Zawsze bardzo się cieszę z tych rabatów i staram się w miarę możliwości z nich skorzystać.

Wszystkie kosmetyki już wypróbowałam, więc mogę się z Wami podzielić wstępną opinią.

Pierwszym produktem na karcie informacyjnej jest Benefit Cosmetics The POREfessional. Jest to swego rodzaju formuła, która ma za zadanie wygładzić zmarszczki i zminimalizować widoczność porów. Producent zaleca stosowanie tego kosmetyku jako bazy pod makijaż i tak właśnie dzisiaj zrobiłam. Produkt ten ma gęstą konsystencję, która wchłania się automatycznie po rozprowadzeniu jej na powierzchni skóry. Nałożyłam ją na moją strefę T i nie mogłam uwierzyć w to, co się z nią dzieje. Moja cera praktycznie "wypiła" kosmetyk i stała się cudownie gładka, i idealnie zmatowiona. Makijaż wykonywałam około godziny 12:30. Jest godzina 17:30, a ja się w ogóle nie świecę!! Chyba znalazłam produkt, którego szukałam od dawien dawna. Jak się pewnie spodziewacie, cena nie jest niska (149 zł/22 ml), ale już postanowiłam, że na bank go kupię, bo wiem, że jest wart swej ceny.

Według producenta kosmetyk przeznaczony jest dla każdego rodzaju cery, ja jednak polecam go w szczególności osobom z cerą tłustą, bądź mieszaną.

Bardzo też podoba mi się opakowanie :)




Kolejny produkt to balsam do ust Regenerum. Kosmetyk mi już znany ze względu na częste reklamy w radiu. Jest to balsam, który ma intensywnie odbudowywać warstwę lipidową naskórka, a także chronić usta przed wpływem czynników zewnętrznych, takich jak wiatr i mróz.

No cóż mam powiedzieć, balsam jak balsam. Może gdybym miała bardzo spierzchnięte usta, to zrobiłby na mnie większe wrażenie. Ja jednak o swoje usta dbam regularnie i używam do tego celu uniwersalnego balsamu z Avon z woskiem pszczelim, który jest tańszy, lepszy i ma więcej zastosowań. Ale balsam do ust?? Naprawdę, Glossybox?? I na dodatek jest to produkt pełnowymiarowy (ok. 15 zł/ 5 g). Ech...



Następnym kosmetykiem jest Lirene balsam do ciała Golden Charm. Konsystencja nieco żelowa, nasycona złotymi drobinkami. Zapach wydaje mi się lekko męski. Bardzo szybko się wchłania, ale nie zauważyłam, żeby dobrze nawilżał. Zdecydowanie nie jest to balsam do stosowania na co dzień. Myślę, że wykorzystam go na jakieś specjalne okazje lub latem. Plusem jest to, że jest to całkiem spora próbka. Produkt pełnowymiarowy kosztuje 16,99 zł/200 ml.


Pantene Pro-V Nature Fusion Oil Therapy to kosmetyk, który mnie totalnie zaskoczył. Zapatrzona ślepo w produkty do włosów z Aussie, przestałam śledzić nowości kosmetyczne, jeżeli chodzi o włosy. W tym momencie dziękuję Glossybox, że umieścili ten olejek w pudełeczku, bo jest rewelacyjny!!

Jest to eliksir zawierający olejek arganowy, który nie tylko przepięknie pachnie, ale też naprawdę dobrze nawilża włosy, nie pozostawiając ich tłustymi, jak to czasami się zdarza przy olejku z firmy Syoss.

Użyłam go na moje końcówki i są przyjemnie gładkie, i pachnące. Konsystencja tego olejku jest zdecydowanie rzadsza niż np. przy olejku z Syoss, którego dość długo używałam i był moim faworytem.

Kiedyś stosowałam szampon i odżywkę z tej serii, i byłam z nich całkiem zadowolona. Myślę, że ten produkt jest wart polecenia. Dlatego cieszę się niezmiernie, że jest to produkt pełnowymiarowy (21,99 zł/200 ml).


Ostatni kosmetyk to nowość, z którą do tej pory nie miałam styczności - 100% Spa by Karmameju Konjac Sponge Natural. Jest to mała gąbeczka, która złuszcza i głęboko oczyszcza skórę twarzy, jednocześnie regenerując ją oraz stymulując przepływ krwi. Z początku, gdy wyjęłam to cudeńko z opakowania, nie wiedziałam, co właściwie mam z tym zrobić. Był to mały, twardy, jakby kamyczek. Potem w instrukcji wyczytałam, że przy pierwszym użyciu, należy gąbeczkę zamoczyć na 3-5 minut w ciepłej wodzie. Wówczas gąbeczka zwiększa swoją objętość i staje się miękka. Producent zapewnia, że przy stosowaniu tej gąbki, można zużywać nawet o połowę mniej produktów myjących. Ja jakoś tego nie zauważyłam, ale używałam jej dopiero pierwszy raz, więc zobaczymy, jak to będzie przy dłuższym stosowaniu. Mimo wszystko, jest to bardzo interesująca rzecz i chętnie ją wypróbuję :) Cena tego cudeńka to 40 zł.




I to by było na tyle. Mimo wszystko jestem z pudełeczka zadowolona ze względu na bazę pod makijaż, olejek do włosów i gąbeczkę. Trochę mniej do gustu przypadł mi balsam do ust i balsam z drobinkami, ale i tak wykorzystam.



Trzymajcie się ciepło i powodzenia :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz