środa, 6 listopada 2013

It's empty :(

Odkąd namiętnie zaczęłam dbać o siebie, przetestowałam parę bardzo dobrych produktów. Postanowiłam, że co jakiś czas, będę pisać taki post a'la projekt denko, aby podzielić się z Wami moimi wrażeniami.



Oto produkty, które wysączyłam do ostaniej kropelki w ciągu ostatnich miesięcy:

1. Batiste Dry Shampoo fruity & cheeky cherry - jest to szampon na sucho. Przetestowałam już trzy takie szampony (Syoss i Schauma) i ten ma najlepsze działanie. Świetnie usuwa nadmiar sebum, który tworzy się u nasady włosów, a dodatkowo delikatnie pachnie wiśniami. Przedłuża świeżość włosów o jeden dzień, co jest niesamowicie praktyczne dla posiadaczek włosów przetłuszczających się. Dzięki niemu myję włosy nawet co trzeci dzień i nie są ani posklejane, ani przesuszone. Szampon Batiste nie pozostawia także białego osadu na włosach, co zdarza się przy stosowaniu niektórych szamponów tego typu. Obecnie kupiłam już drugą butelkę, wersję sassy & daring wild, i też mi się bardzo podoba. Koszt takiego szamponu nie jest wyg órowany. Jest to około 15 zł. Jeżeli chodzi o wydajność, to moim zdaniem, tak jak wszystkie produkty w aerozolu, dość szybko się kończy. Ale może to tylko takie moje wrażenie. Z tego, co pamiętam, to wersja tropical pojawiła się kiedyś w GLOSSYBOX.


2. Love-me-green organic vitalizing shampoo - jest to organiczny, witalizujący szampon do włosów. Pisałam już o nim w poście o mojej paczce z Love-me-green i po parokrotnym jego zastosowaniu, chcę więcej. Żaden szampon do tej pory tak dobrze nie usuwał wszystkich zanieczyszczeń z moich włosów. No i zapach też jest bardzo przyjemny, a włosy po prostu wyglądają zdrowo. Na pewno zamówię niedługo pełnowymiarowe opakowanie, bo niestety miałam tylko 30 ml tego produktu. Cena tego szamponu to 34,90 zł za 200 ml, czyli tyle, ile kosztują szampony już bardziej profesjonalne.


3. Love-me-green organic straightening conditioner - tym razem organiczna, wzmacniająca odżywka do włosów, o której też już pisałam. No cóż, ładnie pachnie, ma fajną konsystecję, ale to by było na tyle. Uważam, że odżywka powinna przede wszystkim dobrze nawilżać włosy i ułatwiać ich rozczesywanie. Ta odżywka, moim zdaniem, tych zadań nie spełnia, więc jest to moje pierwsze i ostatnie opakowanie. Cena - 39 zł za 200 ml.


4. Artego easy care daily conditioner - nadal zostajemy przy włosach. Jest to odżywka do codziennego stosowania, którą miałam przyjemność przetestować dzięki GLOSSYBOX. Poprzednia odżywka jakoś mnie nie powaliła na kolana i byłam sceptycznie nastawiona do kolejnego produktu z tej firmy. Jakże się pomyliłam. Jest to po prostu cudowny produkt do włosów. Zapach może nie jest powalający, niektórym się może spodoba, jak dla mnie może być. Ale działanie jest niesamowite - włosy są bardzo dobrze nawilżone, gładkie, praktycznie można je rozczesywać palcami. Jest tylko jeden minus. Nie za bardzo wiem, gdzie te produkty mogę kupić. Jeżeli ktoś z Was wie, to proszę, podzielcie się tą informacją :) Nie pamiętam dokładnie, ile kosztuje pełny produkt, ale jest to w granicach 30 zł za 200 ml, więc znośnie.


5. AUSSIE miracle moist shampoo - jedno słowo: uwielbiam!! Jest to kolejny produkt, który odkryłam dzięki GLOSSYBOX. Jeżeli tylko raz go powąchacie, to już się w nim zakochacie. Moje dzieci z przedszkola powiedziały, że pachnę gumą balonową i mają ochotę mnie zjeść :) A działanie?? Koniecznie kupcie i same zobaczcie. Można je dostać w Rossmanie za około 30 zł.


6. AUSSIE 3 minute miracle reconstructor - kolejny fantastyczny produkt AUSSIE. Ta odżywka w połączeniu z szamponem daje mega efekty. Właśnie zakupiłam pełny produkt i ciągle wącham :) Cena podobna do szamponu.


7. GARNIER SKIN NATURALS Czysta Skóra 3w1 - przechodzimy do pielęgnacji twarzy. Jest to jednocześnie żel myjący, peeling i maseczka. Jest bardzo gęsty, ma dość duże drobinki i taki ogórkowo-aloesowy zapach. Był moim faworytem przez bardzo długi okres. Już nie pamiętam, które to moje opakowanie. Jego działanie wydawało mi się obłędne, ale po zastosowaniu produktów z Love-me-green, wypada raczej przeciętnie. Niemniej jednak jest dość duża przepaść cenowa między tymi produktami, więc jeżeli dla kogoś produkty z Love-me-green wydają się zbyt drogie, to ten kosmetyk jak najbardziej sprawdza się do codziennego użytku.


8. L'Orient cosmétique naturel lait démaquillant d'argent ot lait d'ânesse  - man nadzieję, że dobrze przepisałam nazwę. Jest to po prostu mleczko do demakijażu z olejem arganowym i oślim mlekiem. Ogólnie nie toleruję mleczek do demakijażu, bo drażni mnie ich konsystencja. Jednak to mleczko jest ultradelikatne i tak pięknie pachnie, że stosowałam je z przyjemnością. Duży plus też za wydajność - starcza na dobrych kilka miesięcy. Ponadto jest to kosmetyk na bazie składników naturalnych. Niestety, nie podam Wam ceny, bo wygrałam ten produkt w akcji organizowanej przez GLOSSYBOX w Olsztynie, ale podejrzewam, że do najtańszych nie należy. Chciałam kupić następne opakowanie, ale znalazłam inny produkt do demakijażu, o którym za chwilę :)


9. BIODERMA laboratoire dermatologique Sensibio H2O - jest to płyn micelarny do demakijażu twarzy. Wspominałam o nim przy okazji październikowego GLOSSYBOX. Jako jeden z tego typu produktów nie powoduje u mnie przesuszenia, ani ściągnięcia skóry. Bardzo dobrze usuwa makijaż. Nawet halloweenowy :) I mam już dużą butelkę, którą udało mi się kupić w promocji, bo niestety cena jest dość wysoka - nawet około 60 zł!! No ale jest wydajny ;)


10. LUKSJA creamy rose petal & milk proteins moisturizing shower gel - przechodzimy do pielęgnacji ciała. Jest to żel pod prysznic. Lubię Luksję za piękny zapach i dobre nawilżenie skóry. Od żelu pod prysznic więcej nie wymagam. Kupiłam trójpak i to już moja druga zużyta butelka. W Biedronce dostaniecie taki trójpak nawet za 9 zł.


11. PAT & RUB by Kinga Rusin revitalising sugar scrub - kolejny produkt z GLOSSYBOX - cukrowy scrub do ciała o zapachu żutrawiny i cytryny. Zapach wydziela się od razu po otwarciu pudełeczka. Jest wykonany z naturalnych składników. Bardzo dobrze usuwa martwy naskórek i pozostawia skórę niesamowicie dobrze natłuszczoną. Najlepiej stosować go podczas kąpieli, ponieważ po rozupszczeniu drobinek możemy sobie poleżeć w olejkach, którymi naładowany jest ten produkt. Myślę, że kupię pełnowymiarowe opakowanie, gdyż mają one aż 500 ml.



12. Love-me-green organic karate exotique moisturizing body cream - i mamy kolejny produkt z Love-me-green :) Jest to balsam do ciała. Pisałam o nim w poprzendich postach i nadal podtrzymuję, że jest rewelacyjny - dobrze nawilża, nie pozostawia tłustego filmu i cudownie pachnie.


13. Venus Quattro - zbliżamy się do końca. Maszynka do golenia, która początkowo wydawała mi się bardzo dobra, bo ani razu się nią nie zacięłam, ale niestety bardzo szybko się tępi. Wrócę chyba jednak do stosowania jednorazówek z Gillette Woman.


I to by było na tyle:) Troszkę się nazbierało, ale z drugiej strony, w większości są to miniprodukty. Zachęcam do przetestowania :)

Powodzenia :)

2 komentarze:

  1. Kosmetyki organiczne pokochałam momentalnie, odżywkę aussie na pewno wypróbuję (moja właśnie się kończy), szampon kupiłam już inny, też raczej z kategorii "profesjonalnych" (czy tylko ja uważam, że te szampony naprawdę są cholernie warte swojej ceny), ale może następnym razem wypróbuję również aussie, skoro polecasz. Tylko z produktami garniera nie mogę się do końća zgodzić. Nie twierdzę, że są złe, ale moja skóra zawsze reagowała na nie lekkim podrażnieniem i "naciągnięciem". Plus, zwłaszcza przy toniku z garniera miałam wrażenie, ze na mojej skórze pozostaje swego rodzaju leciutki "osad" co ogromnie mnie drażniło, a wszystkie kosmetyki tej firmy wydają mi się zbyt mocno perfumowane. No ale to już bardzo subiektywne odczucie. Może też powinnam odbiec od tematyki mojego bloga i skupić się na kosmetykach na jeden post ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się co do szamponów. Zawsze myślałam, że Pantene czy Dove to bardzo dobre produkty, ale nie umywają się do tych z serii professional. To samo jest właśnie z Garnierem. Niby tak rozreklamowana firma, ale produkty ma słabe. Tak jak pisałam akurat ten produkt z serii Czysta Skóra u mnie się sprawdził, ale z Love-me-green nie ma szans :) Używałam też kremu BB z Garniera. Był to jeden z pierwszych w Polsce kremów tego typu i na początku wydawał się OK, ale strasznie zostawiał tłustą skórę. Po prostu zero zmatowienia. A odżywkę AUSSIE kup koniecznie :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń